Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba :D Moje postanowienie: dodawać rozdziały najrzadziej raz w tygodniu. Mam nadzieję, że się uda :*
*
Stanęłyśmy z
Kate przed drzwiami pokoju, który nam przydzielono z numerem 107. Otworzyłam
kluczem ten ciężki kawał drewna. Uchylił się głośno skrzypiąc. Pchnęłam dłonią
drzewo, żeby móc wejść do pokoju z torbami. Ściany pomieszczenia były koloru
żółtego, meble dosyć stare, ale przynajmniej szafki nie skrzypiały tak samo jak
drzwi.
- Aaaa! O fuuu! – przyjaciółka wydała
z siebie takie oto odgłosy.
Oderwałam
się od wyglądania przez okno, nie, to był raczej lufcik i podeszłam do szafy
przy której stała rudowłosa i spojrzałam na obiekt jej dziwnych dźwięków. W
kącie była pajęczyna, a na niej dwa ogromne pająki. Ciarki mnie przeszły. Nie
bałam się pająków, ale te były na tyle obleśne, żeby zapoczątkować u mnie
arachnofobię*. Nie miałam ochoty się przyczyniać do ich zabicia z jednego
powodu: żeby ich nie dotykać, ale z drugiej strony jakbym je tu zostawiła, to
kto wie, co by nam zrobiły w nocy…musiałam się ich pozbyć. Sięgnęłam po
szczotkę, która była oparta o ścianę przy szafie.
- Chyba dobrze wiedzieli, że
będziemy tego potrzebować. – mruknęła Kate nadal spanikowana.
Podczas, gdy
zabijałam pajęczaki, drzwi do pokoju lekko się uchyliły, a później do środka
wpadł Seth.
- Dlaczego wchodząc do pokoju
widzę ciebie ze szczotką? – zapytał mnie z rozbawieniem chłopak.
- Pozbywa się zła. – rzuciła przyjaciółka
siedząc na łóżku i z obrzydzeniem przyglądając się stworzeniom.
- Co? – nadal śmiejąc się z nas
brunet doskoczył obok mnie i spojrzał na „zawartość” szafy. Przejął ode mnie
broń na pająki i jednym ruchem ręki nałożył je na szczotkę, a następnie
wyrzucił przez „lufcik”.
Obie
przypatrywałyśmy się temu zdarzeniu.
- No co? One też mają prawo do
życia. – przemówił Seth, kierując się w stronę drzwi.
- Czekaj – rzuciłam – dzięki za „to”
– dodałam wskazując palcem na „okno”.
- Nie ma za co. – uśmiechnął się
czarująco – Obiad w stołówce na was czeka. – przytaknęłam tylko głową.
Seth
wyszedł, a Kate nabrała powietrza, żeby coś powiedzieć, ale w porę jej
przeszkodziłam. Nie miałam zamiaru wysłuchiwać teraz jej pouczeń i pytań.
- Idziesz na obiad?
Przyjaciółka
skinęła głową i wyszłyśmy z pokoju, zamykając drzwi na klucz.
***
Stołówka była już przepełniona
ludźmi. Szczerze mówiąc znałam jedynie połowę z nich, a przecież była tu tylko nasza
szkoła. Stoliki przeważnie były czteroosobowe, a na środku pomieszczenia stał
wielki stół szwedzki przykryty białym obrusem.
Obie
ruszyłyśmy w jego stronę. Kiedy już sobie nałożyłyśmy na talerze jedzenie
szukałyśmy jakiegoś stolika, gdzie były wolne dwa miejsca. No i znalazłyśmy. W
kącie sali stał stolik, o dziwo pusty.
- Można się dosiąść? – zapytał Seth
podchodząc do nas z jakimś chłopakiem o blond włosach. Obaj trzymali tacki z
jedzeniem.
- Pewnie. – rzuciłam uśmiechając
się do Setha i kolegi.
- Jestem Jason, miło mi was
wreszcie poznać. – powiedział, na co odpowiedziałam mu wielkimi oczami. „Wreszcie”
?
- Victoria, ale mów mi Vicky. –
rzuciłam z uśmiechem.
- A ja Kate, nam też miło cię
poznać Jason. – dodała rudowłosa. W tym momencie Seth zaczął rozmowę.
- A więc Vicky, nie spodziewałem
się, że pojedziesz.
- Ja też nie. Zostałam
namówiona, za to nie spodziewałam się, że ty pojedziesz. – odezwałam się pijąc
kompot.
- Taa, długa historia.
- Nie szkodzi, mam czas. –
uśmiechnęłam się.
- Innym razem. – zbył mnie,
karcąc chyba samego siebie, że tak zaczął rozmowę. Nie wiedziałam tylko
dlaczego. Co może być tajemnicą w tym, że przyjechał na obóz? On ma
zdecydowanie za dużo tych tajemnic.
Dokończyliśmy
obiad w ciszy.
- Tutaj macie plan jutrzejszego
dnia, obozowicze. – powiedziała, wychowawczyni podchodząc do naszego stolika.
Rozdała wszystkim małe karteczki.
„8:30 – śniadanie.
10:00
– wyjazd na stok.
15:00
– powrót na obiad.
16:00
– wyjście do centrum.
18:00
– powrót i czas wolny.
20:00
– kolacja.”
Plan nie był
taki zły. Najbardziej zaniepokoiło mnie to, że na stoku spędzimy aż pięć
godzin. To będzie ciężkie, najwyżej usiądę w jakiejś knajpce i napiję się
czegoś ciepłego, czekając do piętnastej. Będę zjeżdżała na nartach, ale na
pewno nie tak długo. Po obiedzie wszyscy rozeszli się do swoich pokoi. Mieliśmy
iść jeszcze na miasto, ale poszłam tylko część obozowiczów. My woleliśmy
przesiedzieć ten wieczór w pokojach.
***
Weszłam do
pokoju, w którym już siedziała Kate. Rozpakowałam swoją kosmetyczkę w łazience.
Swoją drogą łazienka była dożo lepiej urządzona niż sam pokój. Później wyjęłam
z walizki książkę i rzuciłam się na swoje łóżko z zamiarem spędzenia tego
wieczoru tylko z nią. Niestety już po dwóch minutach usłyszałam pukanie do drzwi.
Rudowłosa, która wtedy wypakowywała kosmetyczkę krzyknęła:
- Proszę !!!
- Czy wy właśnie siedzicie w
pokoju, kiedy mamy czas wolny? – zapytał Seth wchodząc do pokoju.
- Myślałam, że na tym właśnie
polega czas wolny. – mruknęłam podnosząc
się z łóżka.
- Nie do końca o to mi chodziło.
– spojrzałam na niego wyczekująco.
- Co proponujesz? – rzuciłam
widząc, że sam nie odpowie.
- Butelkę!
- Dobry pomysł, Vick, nie masz
wyjścia przykro mi. – w głosie przyjaciółki z daleka dało się wyczuć bijący od
niej entuzjazm.
- A mi nie, macie może butelkę? –
rzuciłam odkładając książkę.
- Ta daaa! – Zza drzwi wyłonił
się Jason ze szklaną butelką po wódce. Nie chciałam wiedzieć skąd ją ma.
Usiedliśmy
we czwórkę na ziemi i zaczęliśmy grę. Jako pierwsza kręciła Kate.