czwartek, 31 stycznia 2013

Rozdział 4


Z pięknego snu wybudziły mnie jakieś śmiechy na parterze. Przez chwilę zastanawiałam się kto mógłby być u nas w domu po za mną i mamą. Nikt nie przychodził mi do głowy i postanowiłam to sprawdzić. Zwlekłam się z łóżka, wygrzebałam z szafy mój mięciutki, malinowy szlafrok i nałożyłam go na siebie czując jak przyjemne ciepło owiewa moje ciało. Schodząc na dół poczułam ból w lewej nodze, a dokładniej w udzie. Ah tak…wczoraj, kiedy wychodziłam z pizzerii oczywiście się poślizgnęłam w kałuży i wywróciłam. Najwidoczniej sobie uszkodziłam tą część ciała. Kiedy pojawiłam się już na dole, moim oczom ukazał się widok, przedstawiający ciocię Violettę, wujka Franciszka i ich dwóch synów: Jeremy – ośmioletni brunet z pięknymi dużymi, niebieskimi oczami i Henry – sześciomiesięczny chłopiec o ciemnej karnacji. Siostra mamy wraz ze swoim mężem gawędzili namiętnie o czymś z moją rodzicielką, Henry spał w niebieskim wózku, stojącym tuż obok fotela, natomiast Jeremy jak zwykle biegał i zajmował się chyba jedyną rzeczą, jaką potrafił, a mianowicie rozrabiał.
                - Dzień dobry wszystkim – odezwałam się, wchodząc do salonu – Ładna sukienka, ciociu – dodałam, kiedy poczułam jej wzrok na sobie. Bardzo lubiła komplementy na temat jej stylu ubierania i nie wyobrażała sobie dnia bez przynajmniej dziesięciu.
                - Victoria! – krzyknął zza ściany Jeremy, podczołgał się w moją stronę i nagle dostałam od niego na przywitanie uderzenie samochodzikiem w kostkę. W tą poszkodowaną wczoraj kostkę.
                - Ałłaaa – jęknęłam z bólu, łapiąc się za bolące miejsce i ruszyłam do kuchni po coś do jedzenia.
Przyrządziłam sobie jajecznicę, posypałam szczypiorkiem, zaparzyłam kawę i ze śniadaniem udałam się w kierunku schodów, nie chcąc przeszkadzać dorosłym w rozmowie.
                - Kochanie, zaczekaj – zatrzymała mnie mama, kiedy byłam na pierwszym schodku – chciałabym ci coś powiedzieć, chodź, usiądziesz z nami. – jak nakazała mi moja rodzicielka tak zrobiłam.
Przysiadłam na końcu kanapy przyglądając się na zmianę cioci, wujkowi i mamie. Coś mi tu nie grało.
                - Słucham. – zachęciłam.
                - Będziemy u was mieszkać – powiedział Jeremy, po chwili skarcony przez swojego ojca za złe zachowanie. Natychmiast przeniosłam wzrok na mamę z pytającą miną.
                - To tylko na tydzień, do niedzieli. Chwilowo nie mają gdzie się podziać, a że my teraz jesteśmy nie daleko nich to postanowili prosić nas o pomoc. Chyba ci to nie będzie przeszkadzało? – kiedy skończyła poczułam jak gorąco mi się robiło w głowie i słabłam. Nie chciałam dać tego po sobie poznać, więc wyprostowałam się i uśmiechnęłam.
                - Oczywiście, że nie. Cieszę się, że możemy wam pomóc – Ostatnie zdanie skierowałam do gości. Po tych słowach ulotniłam się na piętro, żeby uniknąć wszelkich pytań i uwag na temat mojego wyglądu ze strony cioci Violetty. Lubiła wszystkimi dyrygować i doradzać w kwestiach ubioru, fryzury, itp. chociaż sama nie umiała dopasować stroju do fryzury, a jej włosy przeważnie były upięte wysoko jak w latach osiemdziesiątych robiły to kobiety zamożne. Nie podobał mi się pomysł o zamieszkaniu tu mojej cioci. Niezbyt lubiliśmy z nimi przebywać, no ale to w końcu rodzina. Pocieszałam się tym, że będą u nas jedynie tydzień. Przynajmniej taką miałam nadzieję.
Pochłonęłam szybko śniadanie, wzięłam szybki prysznic z racji tego, że wczoraj nie miałam na to ochoty, tylko padłam na łóżko. Potem wyszczotkowałam zęby i włączyłam komputer, chcąc sprawdzić co dzieje się na świecie. Nic mnie nie zainteresowało w sieci. W sumie to należałoby się zrobić trochę zadań z chemii. Postanowiłam, że właśnie za to się zabiorę. Później pouczyłam się trochę do sprawdzianu z biologii. Na to nie potrzebowałam dużo czasu, ponieważ bardzo szybko pochłaniam materiał z tego przedmiotu. Nawet kiedyś myślałam o studiach medycznych i doszłam do wniosku, że mogłoby mi się to spodobać. Kiedy skoczyłam naukę była godzina dziewiętnasta dwadzieścia. Miałam ogromną ochotę zjeść coś, co nie przypomina ciasteczek ani czekolady. Tego wystarczająco najadłam się podczas nauki biologii. Zeszłam na dół do kuchni spodziewając się jakichś krzyków Jeremiego albo chociażby widoku siedzącej na kanapie i popijającej herbatkę cioci, ale nie.
Przy kuchni kręciła się tylko mama zmywając naczynia. Kiedy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się tylko i wróciła do swoich zajęć.
                - Gdzie są wszyscy? – podjęłam temat siadając przy kuchennym stole.
                - Ciocia i wujek zabrali Jeremiego do wesołego miasteczka, a Henry śpi w gabinecie taty. – odpowiedziała mama, po czym westchnęła i dodała – Słuchaj, ja wiem, że nie do końca pasuje ci, że rodzina do nas przyjechała na tydzień, ale spróbuj ich zrozumieć. Nie miałam wyboru, musiałam się zgodzić. Wyobrażasz sobie co by było gdybym odmówiła pomocy rodzinie, a zwłaszcza jeżeli to ciocia Violetta? – wiedziałam doskonale co by się wtedy stało. Siostra mamy najchętniej poskarżyłaby się na naszą rodzinie każdemu kto jej się nawinie i obraziłaby się na nas do końca życia. A tego moja rodzicielka nie chciała.
                - Oj, wyobrażam. – po tych słowach obie się roześmiałyśmy.
Mama zajrzała do piekarnika, z którego wydobywał się cudowny zapach.
                - To szarlotka. – oznajmiła z uśmiechem na ustach widząc jak jej się przyglądam.
Rozejrzałam się po kuchni zastanawiając się co mogę zjeść.
Ostatecznie zdecydowałam się na jabłko. Niezwykle sycące danie, ale nie było nic innego.
Udałam się na górę z zamiarem położenia się spać. Już zakładałam piżamę, kiedy usłyszałam dźwięk SMS-a. Przeczytałam wiadomość od Kate: Przyjadę jutro po ciebie. Bądź gotowa o 7:30.
Odpisałam tylko: Będę na potwierdzenie przeczytania jej wiadomości.

***

Usłyszałam dźwięk klaksonu i wybiegłam z domu. W przeciwieństwie do soboty, dzisiaj była bardzo ładna pogoda. Słońce świeciło, ptaszki śpiewały, aż chciało się żyć. Otworzyłam drzwi samochodu od strony pasażera i opadłam na siedzenie.
                - Cześć. – rzuciłam krótkie słowo przywitania i otworzyłam okno, żeby znów napawać się zapachem jesieni, bo przecież niedługo miała zawitać u nas zima.
                - Hej, nauczona na biologię? – zapytała mnie przyjaciółka. Właśnie tego pytania się obawiałam. Wczoraj umiałam wszystko, ale dzisiaj nie za dużo.
                - Średnio, a ty?
                - Cały wczorajszy dzień poświęciłam na powtarzanie materiału, więc mam nadzieję, że umiem.
Zamknęłam okno samochodu widząc, że wjeżdżamy na parking szkoły. Wyskoczyłam pospiesznie z samochodu i ruszyłam w stronę szkoły. Po chwili dołączyła do mnie Kate.
                - Jak tam z Sethem? Pisał coś? Rozmawialiście wczoraj? – zasypała mnie gradem pytań.
                - Nie ozywał się. Pewnie będzie jak dawniej. – powiedziałam ze smutkiem i otworzyłam przed nami szklane drzwi, które dotąd robiły na mnie wrażenie. Były po prostu ogromne, chyba dziesięć metrów wysokości i dziesięć szerokości. Przywitałyśmy się z Amy oraz Sophie i razem powłóczyłyśmy do szafek.
                - Jak tam, uczyłyście się biologii? – usłyszałam pytanie Amy. Co one się tak uwzięły na tą biologię?
Stałam przed salą do języka francuskiego, kiedy zadzwoniła dzwonek. Po chwili przybiegł nauczyciel i zaczęła się lekcja. Usiadłam jak to zwykle na tym przedmiocie w ławce przy oknie sama.
Pan Jonson rozpoczął zajęcia. Po jakichś dwóch minutach do Sali wbiegł zdyszany chłopak o czarnych włosach. Ku mojemu zdziwieniu był to Seth.
                - Dzień dobry Panie Jonson – odezwał się i rozejrzał po klasie.
Kiedy natrafił na mnie wzrokiem uśmiechnął się i ruszył w moim kierunku. Opadł na krzesło obok mnie i wypakował książki od francuskiego. Lekko jeszcze zdziwiony nauczyciel kontynuował lekcję.
                - Nigdy nie było cię na francuskim. Ba, ty w ogóle nie chodziłeś do szkoły przez ostatnie dwa miesiące. – rzuciłam, kierując na niego swoje spojrzenie.
Chłopak lekko się zmieszał, ale po krótkim namyśle odpowiedział:
                - Musiałem wyjechać z kraju, sprawy osobiste. Za to ja przed tym rokiem szkolnym nie widziałem cię nigdy na Florydzie.
                - Ta, sprawy osobiste. – powiedziałam, lekko go przedrzeźniając.
Uśmiechnął się i zaczął coś notować w zeszycie.
Po dzwonku na przerwę ruszyłam do szkolnej stołówki, gdzie chodzę już od jakichś trzech tygodni.
Odnalazłam stolik, przy którym siedziała już moja paczka. Amy i Sophie czytały biologię, a Kate pisała SMS-a. Zostawiłam torbę przy stoliku i poszłam w kierunku bufetu, gdzie pracowała przemiła pani.
                - Dzień dobry. – rzuciłam i zaczęłam się zastanawiać co wziąć.
                - A dobry, dobry. – odpowiedziała kobieta z uśmiechem na twarzy.
Zdecydowałam się na zieloną, smakowicie wyglądającą sałatkę i sok pomarańczowy.
Wróciłam do dziewczyn, które właśnie czytały jakieś notatki, jak przypuszczałam, na biologię.
                - O, Vic, jesteś. Mam dla ciebie fantastyczną wiadomość. – wyrwała się moja przyjaciółka.
                - Chodzi o Setha? – zapytałam, siadając na krześle. Kiedy zobaczyłam jak mina Kate z podekscytowanego przyjęła naturalny wyraz, dodałam – Siedziałam z nim dzisiaj na francuskim.
                - I co? Rozmawialiście?
                - Taa, trochę. – rzuciłam, zabierając się za jedzenie sałatki.
Na twarzy rudowłosej od razu pojawił się uśmiech. Przynajmniej teraz mogłam spokojnie zjeść.
                Po dzwonku ruszyłyśmy we czwórkę na biologię, na sprawdzian. Niestety nie wzięłam przykładu z Amy i Sophie i nie powtórzyłam materiału, ale poszło mi nawet nieźle. Po biologii nie miałyśmy już żadnych lekcji. Poszłam do szafki, żeby zostawić niepotrzebne książki. Czekałam jakiś czas na Kate pod szafkami, by powiedzieć jej, że do domu wracam na pieszo.
                - Dlaczego? – usłyszałam pytanie przyjaciółki.
                - Chcę być jak najdłużej poza domem, przyjechała do nas ciocia z rodziną. Jeszcze może wstąpię do biblioteki. – odpowiedziałam z uśmiechem, przyglądając się jak chowa do szafki książki do biologii.
                - Z powodu rodziny nie chcesz być w domu wcześnie? – spytała podejrzliwie.
                - Przecież mówię, że jeszcze idę do biblioteki.
                - Dobra! – uniosła ręce w obronnym geście.
                - No nie, czy ty przypadkiem myślałaś, że zamierzam iść z… O nieee! – rzuciłam w nią sweterkiem, który dotychczas trzymałam w dłoni. Jak ona śmiała sądzić, że ja zamierzałam iść z Sethem. Przecież to nie do pomyślenia.

***

Wyszłam z biblioteki zaopatrzona w dwie książki. Jedna to chyba kryminał, a druga to jakieś romansidło. Byłam zmuszona wypożyczyć tą drugą książkę. Bibliotekarka prawie wepchnęła mi ją do torby.

***

Miałam ambitne plany pouczyć się do jutrzejszej kartkówki z angielskiego, ale Jeremy za wszelką cenę chciał mi w tym przeszkodzić. Popołudnie spędziłam na dworze, na kocyku czytając romansidło z biblioteki. Musiałam przyznać, że było to o wiele przyjemniejsze od nauki historii Ameryki.

niedziela, 27 stycznia 2013

Rozdział 3


Bardzo was proszę o komentarze, jeśli ktoś to czyta. Otwarcie przyjmuję krytykę. To zmotywuje mnie do częstszego dodawania rozdziałów, ale już nie przedłużam i zapraszam do czytania. 


Drrrr. Drrrrr. Obudził mnie znienawidzony dźwięk budzika. Pospiesznie spojrzałam na zegarek w telefonie, trochę się przeraziłam, kiedy ujrzałam godzinę. Było piętnaście po dziewiątej. Napięcie ze mnie zeszło z tą samą prędkością co wskoczyło, kiedy uświadomiłam sobie, że dziś sobota. Byłam zła na siebie, że ustawiłam sobie budzik na ten dzień tygodnia. Tylko dlaczego? I czemu akurat na dziewiątą piętnaście? Takie pytania latały mi po głowie. Jak już się obudziłam, to i wstałam. To już w mojej naturze jest tak, że jak się obudzę rano, to nie mogę zasnąć ponownie. O dziwo, byłam dziś wyspana i uśmiechnięta. Mój dobry humor natychmiastowo został zepsuty, kiedy rzuciłam okiem przez okno, lało jak z cebra. Typowa pogoda jak na listopad. Powłóczyłam się w stronę łazienki i odświeżyłam, zmaczając twarz wodą, po czym umyłam zęby i wróciłam do pokoju. Wyświetlacz komórki informował mnie o nowej wiadomości. Spojrzałam, a tu nieodebrane połączenie od Kate. Zawsze dzwoniła o dziwnych porach dnia, ale zawsze też miała ku temu powody. Postanowiłam oddzwonić do niej, jak tylko napełnię mój żołądek. Tak więc zrobiłam, przygotowałam sobie tosty z serem wraz z herbatą i wróciłam na piętro. Nakryłam pościel narzutą na łóżko i jedząc oddzwoniłam do przyjaciółki. Odebrała po pierwszym sygnale.
- Halo? Vicky? Czyżbyś zaspała? - od razu zaczęła rozmowę rozbudzonym i przepełnionym ekscytacji głosem.
- Zaspała? Ale na co? - Byłam mocno zdziwiona. Wiedziałam od rana, że o czymś zapomniałam.
- No nie mów, że zapomniałaś. Przecież umówiłyśmy się z Amy i Sophie na basen.
No tak, oczywiście. Już wiem co mnie cały ranek dręczyło. Przypomniało mi się też, że miałyśmy tam pojechać na jedenastą. Zerknęłam na zegarek. Była dziewiąta trzydzieści. Licząc czas dojazdu, czyli pół godziny to powinnam się wyrobić.
                - Powinnam być gotowa o dziesiątej. – dodałam, czując zniecierpliwienie rudowłosej.
                - W takim razie podjedziemy po ciebie o dziesiątej. Nie zapomnij o ręczniku, kostiumie, czepku i okularach, bo skoro jesteś taka niezorientowana… - rzuciła mi zgryźliwie przyjaciółka i się rozłączyła.

***

O dziesiątej byłam już zwarta i gotowa, stojąc przed bramą domu z torbą, w której miałam wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. Po chwili podjechał niebieski dodge. Za kierownicą zobaczyłam Kate, a na siedzeniu pasażera spoczywała uśmiechnięta do mnie Amy. Odwzajemniłam gest i wsiadłam do auta. Pojechałyśmy jeszcze po Sophie, która mieszka po za miastem. Po dwudziestu minutach byłyśmy już na miejscu. Przyjaciółka zaparkowała przed niemałym budynkiem basenu. Swoją drogą parking był prawie pusty po za kilkoma samochodami. Ruszyłyśmy w kierunku szklanych drzwi i weszłyśmy do środka. Od razu powiało na nas chłodem i wonią chloru, który swoją drogą mi nie przeszkadzał. Podeszłyśmy do kas, by kupić karnety. Ustaliłyśmy niedawno, że będziemy jeździć na basen w każdą sobotę. Następnie ruszyłyśmy do przebieralni. Znalazłam szafkę z numerkiem, który dostałam przy kasie i pospiesznie ściągnęłam ciuchy i założyłam kostium kąpielowy. Upięłam włosy w kok i nałożyłam na głowę czepek, którego tak nie lubię nosić. Ja w ogóle nie lubię nosić nic na głowie, nawet czapek. Gotowa, zamknęłam szafkę, chowając do niej mój cały „tobołek” i skierowałam się w stronę basenu. Po drodze przeszłam przez prysznice, przyjemnie zmaczając przy tym swoje ciało chłodną wodą.
Na hali były trzy baseny. Pierwszy mały, płytki, z czerwonym słonikiem-zjeżdżalnią, drugi był już większy i głębszy, ale najgłębszy i chyba największy był trzeci, podzielony na tory biało-czerwonymi sznurkami. Od paru sekund próbowałam wypatrzeć w basenie dziewczyn.
Stanęłam przed tym średnim basenem obok Sophie, która najwyraźniej zastanawiała się, czy powinna wchodzić do wody. Dopiero teraz zauważyłam jakie miała piękne włosy. Były białe, proste i długie. Swoją drogą to nie widziałam jeszcze osoby z białymi włosami.
                - Nie umiesz pływać? – rzuciłam, co pierwsze przyszło mi do głowy.
                - Nie za bardzo.
                - Skoro nie umiesz pływać, to dlaczego tu przyjechałaś? – zapytałam, chociaż od razu zorientowałam się, że zabrzmiało to jakbym jej tu nie chciała, a było przeciwnie.
                - To wszystko sprawka Amy, po prostu nie dała mi wyboru.
No tak, mogłam się domyślić, to w jej stylu.
                - Mogę ci dać kilka lekcji pływania, jeśli chcesz. – oznajmiłam bez zastanowienia. Nie to, że jestem jakąś zawodową pływaczką, ale jak byłam młodsza, mama zapisała mnie na lekcje pływania. Nawet mam gdzieś jeszcze kartę pływacką.
                - Zgoda. – od razu poweselała.
Zanurzyłam się w chłodnej wodzie, założyłam okulary do pływania, które przez ten czas trzymałam w dłoni i spojrzałam na moją uczennicę. Sophie widząc, że patrzę na nią wyczekująco, raczyła włożyć czepek i wejść do wody.
                - Fascynujące, że spotykamy się akurat teraz, na basenie, nieprawdaż? – odwróciłam się zaskoczona, kiedy zorientowałam się, że słowa skierowane były do mnie. Przed sobą zobaczyłam…Setha. Nie wierzyłam własnym oczom. Od naszego poprzedniego spotkania, które było właściwie pierwszym, minęły dwa miesiące. Nie widziałam go już tyle czasu, nie wiedziałam nawet, gdzie się podziewał przez ten czas.
                - Skąd ty się tu wziąłeś, nie widziałam cię przez dwa miesiące?
                - Nie gadaj, tylko chodź popływać. – szybko wymigał się od tematu, ale nie ujdzie mu to płazem.
                - Teraz nie mogę. – odburknęłam, nie mając zamiaru tłumaczyć mu dlaczego. Byłam na niego jednocześnie zła. Po naszym spotkaniu na dachu szkoły, nie odezwał się do mnie ani słowem. Ba.. nawet się nie pokazał i to przez ponad dwa miesiące.
                - Jak chcesz…  - odwrócił się jeszcze, mając nadzieję, że zmienię zdanie i odpłynął.
                - To pokaż mi co umiesz. – odezwałam się do Sophie.
                - Vicky, mogłaś przecież iść, poradziłabym sobie.
                - No co ty.. już nie mów tylko pokazuj co potrafisz. Muszę przecież wiedzieć na czy stoimy – uśmiechnęłam się przyjaźnie do mojej uczennicy, a ona przytaknęła głową.
Odsunęłam się trochę, by podarować Sophie miejsce na to co miała mi pokazać.
                - Tyle, że ja nic nie umiem. – posmutniała i spuściła głowę.
                - Okej, wygląda na to, że zaczynamy wszystko od początku. Spróbuj położyć się na brzuchu, utrzymując się na wodzie – poinstruowałam koleżankę – Proste plecy. – dałam krótką komendę.
Po jakichś dziesięciu minutach Sophie umiała pływać żabką. Podpłynęły do nas Kate i Amy.
                - Widziałaś, kto jest na basenie? – zwróciła do mnie pytanie przyjaciółka.
                - Kto?
                - Nie uwierzysz, Seth. Tak dawno go nie widziałam, że chciałam pogadać z nim, ale uznałam, że powinnam ci o tym wpierw powiedzieć, żeby wiesz…no, nie wyglądało to dziwnie. – wyjaśniła Kate.
                - Spoko, widzieliśmy się i gadaliśmy już. Nie wiesz może gdzie on mieszkał przez te dwa miesiące? – ciągnęłam rozmowę.
                - Nie, ale co mnie to interesuje, ważne, że znów jest. – moja przyjaciółka jak zwykle widzi wszystko w jasnych barwach. – Nie chcę wam psuć nastroju, dziewczyny, ale chyba powinnyśmy już się zbierać. – oznajmiła spoglądając na zegarek.

***

Siedziałyśmy już przy stoliku w pizzerii, czytając menu. Po wspólnym uzgodnieniu zamówiłyśmy jedną margaritę i jedną hawajską oraz bar sałatkowy. Razem z Amy poszłyśmy po sałatki dla naszego stolika. Ja brałam dla siebie i Kate, a moja towarzyszka dla siebie i Sophie.
Po chwili siedziałyśmy już przy stoliku i wcinałyśmy sałatkę, kiedy przynieśli nam pizze.
                - Farbujesz włosy? – zadałam Sophie pytanie, które utrzymywałam w ustach od kiedy zauważyłam jakie ma włosy. Właściwie to nie wiem dlaczego nie widziałam ich wcześniej.
                - To moje naturalne, ale ich nie cierpię.
                - Coś ty, są super! – usiłowałam wesprzeć ją psychicznie, ale naprawdę są piękne.
                - Dzięki. – rzuciła i ugryzła swój kawałek pizzy.

sobota, 19 stycznia 2013

Rozdział 2

Uuuu...Nie pisałam straaaaasznie długo, ale już nadrabiam zaległości. Zapraszam was do przeczytania drugiego rozdziału mojego opowiadania (jeśli w ogóle ktoś to czyta). ;D



Zaczął się kolejny dzień. W sumie to cieszyłam się, że idę do szkoły, cieszyłam się, że znów zobaczę się z Kate. Pospiesznie zaliczyłam poranną toaletę i zeszłam na dół cała w skowronkach. Zjadłam kanapki i łapiąc torbę z książkami wybiegłam z domu. Od razu uderzyło we mnie ciepłe powietrze. Lubiłam taką pogodę, w sumie mogłabym przesiedzieć cały dzień na dworze z filtrem i dobrą książką.
***
Dzisiaj droga do szkoły zajęła mi znacznie więcej czasu niż wczoraj. Byłam pewna, że spowodowane to było wspaniałą wręcz pogodą. Przechodząc przez dziedziniec rozglądałam się w poszukiwaniu Kate. Zauważyłam ją dopiero wtedy jak wchodziłam do szkoły. Siedziała na ławce, ale nie była sama. Obok niej siedział czarnowłosy chłopak i najwyraźniej coś opowiadał mojej przyjaciółce. Nie chciałam im przeszkadzać, ale nim zdążyłam się odwrócić w stronę szklanych drzwi, przyjaciółka skierowała wzrok na mnie. Od razu jej twarz się rozpromieniła i przywołała mnie gestem ręki. Ruszyłam w ich stronę.
                - Cześć, Vicky! – podbiegła do mnie i przytuliła, jakbyśmy nie widziały się przynajmniej rok.
Spojrzałam na chłopaka, z którym wcześniej rozmawiała Kate. Brunet zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów, po czym się podniósł i podszedł do nas. Trudno mi było rozszyfrować jego emocje, jego twarz nie wyrażała nic.
                - A zapomniałabym, poznajcie się,  Vicky to jest Seth, Seth to jest Vicky. - przyjaciółka pospiesznie nas sobie przedstawiłam.
                - Siema! – odezwał się.
                - Cześć. Nie chciałabym wam przeszkadzać, wezmę książki z szafki. Do zobaczenia na biologii - rzuciłam do przyjaciółki i szybkim krokiem wparowałam do budynku szkoły. Czułam na sobie spojrzenie dwóch par oczu.
Tak jak miałam w planach, poszłam w stronę mojej szafki. Miałam trochę problemów ze znalezieniem jej, ale udało mi się. Po czym pojawił się kolejny problem, a mianowicie nie wiedziałam gdzie jest sala biologiczna. Moim wybawieniem była Amy, którą zauważyłam siedzącą na parapecie i bawiącą się swoim telefonem. Podeszłam do niej. Dziewczyna uśmiechnęła się, kiedy mnie zobaczyła.
                - Hej Amy, szukam sali biologicznej. - powiedziałam, ale potem uświadomiłam sobie, że to też jest jej pierwszy dzień w szkole i może nie wiedzieć.
                - Jak dobrze, że jesteś, ja też się właśnie zgubiłam - uśmiechnęła się. Nie widziałam tu zbytniego powodu do śmiechu, ale odwzajemniłam uśmiech.
Okazało się, że biologię mamy razem, więc wspólnie postanowiłyśmy rozpocząć poszukiwania. Pomógł nam w nich przemiły nauczyciel biologii, który właśnie zmierzał na lekcję. We trójkę wkroczyliśmy do klasy i poraziły mnie wszystkie twarze zwrócone do nas, które najwyraźniej przyglądały się mi i Amy. Dziewczyna wypatrzyła najwyraźniej Sophie i rzuciła się w tamtą stronę. Po chwili ja też znalazłam swoją przyjaciółkę, siedzącą w ostatniej ławce pod ścianą. Ruszyłam w jej stronę.
                - Bałam się, że nie znajdziesz klasy i trzeba będzie wszcząć poszukiwania mojej przyjaciółki – uśmiechnęła się do mnie.
                - A żebyś wiedziała jak było tego blisko… - rzuciłam i schyliłam się, żeby wygrzebać książkę od biologii z torby.
Po biologii miałam jeszcze sześć lekcji, w tym polski, fizykę, matematykę. Każda lekcja polegała głównie na poznaniu nas przez nauczyciela i omówieniu zasad nauczania.
Wyszłam z rudowłosą przyjaciółką z sali po dzwonku oznajmującym nam koniec lekcji. Pognałyśmy do szafek śmiejąc się z kolejnego dowcipu Amy, która na większości lekcji siedziała przed nami i opowiadała kawały. Muszę przyznać, że nie śmieszą mnie takie oklepane dowcipy, ale te naprawdę były warte śmiechu. Myślałam, że nic nam dzisiaj nie zadadzą, co w połowie było zgodne z prawdą. Nauczycielka od matmy musiała oczywiście zadać nam ze dwadzieścia zadań. Jak ją zobaczyłam, to od razu wiedziałam, że nie będzie z nią łatwo, no i nie byłam w błędzie.
Kiedy wyszłyśmy na dziedziniec, na którym spędzaliśmy każdą przerwę dzisiaj, dobiegł mnie głos wypowiadający na przemian moje i przyjaciółki imię. Odwróciłyśmy głowy w tym samym czasie i naszym oczom ukazał się nie kto inny jak Seth. Nie wiem z jakiego powodu, ale śmiał się jakby co najmniej zobaczył pomidora na mojej głowie.
                - Stoicie w tej samej pozycji – poinformował nas i natychmiast wybuchnął kolejną dawką śmiechu.
Spojrzałyśmy na siebie i szybko zorientowałyśmy się, że mamy nałożone lewe nogi na prawe i ręce na biodrach, a jakby jeszcze było mało to mamy potargane włosy. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na to, że niewiele widzę, ponieważ widok zasłaniają mi moje loki, sponiewierane na twarzy. Szybko się ogarnęłam i spojrzałam z zaciekawieniem na Setha.
                - Wołałeś nas. – przypomniałam mu, kiedy nie za bardzo wiedział o co chodzi.
                - Ah tak, chciałem ci coś pokazać – zaraz, zaraz, co on powiedział? Mi, a Kate? Wytrzeszczyłam na niego oczy, a potem spojrzałam na Kate.
                - Nie ma sprawy, zostawiam was. I tak miałam być wcześniej w domu. – pożegnała się z nami i poszła.
Odprowadziłam ją wzrokiem do momentu, kiedy zniknęła mi z oczu. Przeniosłam wzrok na Setha, który przyglądał mi się badawczo.
                - Chodź. – rzucił tylko.
Po chwili znaleźliśmy się w pięknym miejscu. Znaczy miejsce same w sobie nie było piękne, ale te widoki….cudo. Byliśmy na dachu liceum, skąd widoczna była cała okolica. Nigdy nie byłam w tamtych okolicach. Właściwie nigdzie nie byłam jeszcze i dużo nie widziałam w tym mieście, bo przyjechałam tu cztery dni temu i cały czas spędziłam na rozpakowywaniu rzeczy i spędzania czasu na podwórku.
Nie wiedziałam, że w tym miejscu Ameryka ma takie uroki. Byłam pozytywnie zaskoczona. Od razu zaplanowałam sobie, że w wolnym czasie się tam wybiorę, ale teraz mogłam delektować się jedynie przyglądając się tym miejscom.
Na dachu spędziliśmy chyba dwie godziny. Rozmawialiśmy o życiu, opowiedziałam mu o moich przygodach on mi o swoich. Swoją drogą tak bardzo dużo amerykanów bywało w Polsce, że to aż przerażające, w tym Seth, który ma rodzinę w Polsce. Zrobiło się trochę chłodno i nawet kurtka Setha nie pomogła mi doprowadzić temperatury mojego ciała do normy, więc postanowiliśmy zejść.
Z Sethem rozstałam się na skrzyżowaniu mojej ulicy z inną, która okazała się Setha, to znaczy mieszka przy niej. Nie mogliśmy przestać gadać, cały czas nawijaliśmy o….o wszystkim. Polubiłam Setha, chociaż na początku wyglądał na trochę dziwnego. Mogłam uznać dzisiejszy dzień za udany.

***

Kiedy przyszłam do domu, mama była jeszcze w pracy więc odgrzałam sobie obiad.
Czekały na mnie jeszcze zadania z matmy. No cóż, wolę nie podpadać nauczycielce już drugiego dnia szkoły. Uporałam, się z nimi dość szybko. Zdążyłam nawet jeszcze przed przyjazdem mamy, która nie wraca późno z pracy. Nie zdążyłam wyjść z pokoju, kiedy zadzwonił mój telefon. Dzwoniła Kate. Koniecznie chciała wiedzieć co się działo, jak byłam z Sethem. Zdałam jej całą relację łącznie z tym, że mieszka niedaleko mnie. Przyjaciółka aż piszczała w słuchawce z podekscytowania. Ja to mam szczęście jednak, że mam taką przyjaciółkę. Nie miałam takiej przez całe moje życie. Miałam zawsze takie, które nazywały się moimi przyjaciółkami, ale jak coś mi się działo to żadna, nie raczyła ze mną rozmawiać. Niedowiary! Już chyba nieznane mi osoby zachowywałyby się lepiej.
Mama wróciła z pracy, a ja odgrzałam jej obiad. Na wieczór obejrzałyśmy we dwie jakąś dobrą komedię, obżerając się przy tym popcornem. To jest życie. Ja naprawdę mam szczęście, wspaniałą mamę, która mnie kocha, super przyjaciółkę, którą znam od dwóch dni, a już ją kocham jak przyjaciółkę. No i jest jeszcze Seth, który jest naprawdę dobrym kolegą, zabawnym i współczującym. Poznałam go dzisiaj na tyle by to stwierdzić. Żaliłam mu się dzisiaj z tego jakie moje życie było trudne.
Jestem tylko ciekawa jak Kate i Seth się poznali, bo w sumie ja jego poznałam dzięki mojej przyjaciółce.