Z pięknego
snu wybudziły mnie jakieś śmiechy na parterze. Przez chwilę zastanawiałam się
kto mógłby być u nas w domu po za mną i mamą. Nikt nie przychodził mi do głowy
i postanowiłam to sprawdzić. Zwlekłam się z łóżka, wygrzebałam z szafy mój
mięciutki, malinowy szlafrok i nałożyłam go na siebie czując jak przyjemne
ciepło owiewa moje ciało. Schodząc na dół poczułam ból w lewej nodze, a
dokładniej w udzie. Ah tak…wczoraj, kiedy wychodziłam z pizzerii oczywiście się
poślizgnęłam w kałuży i wywróciłam. Najwidoczniej sobie uszkodziłam tą część
ciała. Kiedy pojawiłam się już na dole, moim oczom ukazał się widok,
przedstawiający ciocię Violettę, wujka Franciszka i ich dwóch synów: Jeremy –
ośmioletni brunet z pięknymi dużymi, niebieskimi oczami i Henry – sześciomiesięczny
chłopiec o ciemnej karnacji. Siostra mamy wraz ze swoim mężem gawędzili
namiętnie o czymś z moją rodzicielką, Henry spał w niebieskim wózku, stojącym
tuż obok fotela, natomiast Jeremy jak zwykle biegał i zajmował się chyba jedyną
rzeczą, jaką potrafił, a mianowicie rozrabiał.
- Dzień dobry wszystkim –
odezwałam się, wchodząc do salonu – Ładna sukienka, ciociu – dodałam, kiedy
poczułam jej wzrok na sobie. Bardzo lubiła komplementy na temat jej stylu
ubierania i nie wyobrażała sobie dnia bez przynajmniej dziesięciu.
- Victoria! – krzyknął zza
ściany Jeremy, podczołgał się w moją stronę i nagle dostałam od niego na
przywitanie uderzenie samochodzikiem w kostkę. W tą poszkodowaną wczoraj
kostkę.
- Ałłaaa – jęknęłam z bólu,
łapiąc się za bolące miejsce i ruszyłam do kuchni po coś do jedzenia.
Przyrządziłam
sobie jajecznicę, posypałam szczypiorkiem, zaparzyłam kawę i ze śniadaniem
udałam się w kierunku schodów, nie chcąc przeszkadzać dorosłym w rozmowie.
- Kochanie, zaczekaj –
zatrzymała mnie mama, kiedy byłam na pierwszym schodku – chciałabym ci coś
powiedzieć, chodź, usiądziesz z nami. – jak nakazała mi moja rodzicielka tak
zrobiłam.
Przysiadłam
na końcu kanapy przyglądając się na zmianę cioci, wujkowi i mamie. Coś mi tu
nie grało.
- Słucham. – zachęciłam.
- Będziemy u was mieszkać –
powiedział Jeremy, po chwili skarcony przez swojego ojca za złe zachowanie.
Natychmiast przeniosłam wzrok na mamę z pytającą miną.
- To tylko na tydzień, do niedzieli.
Chwilowo nie mają gdzie się podziać, a że my teraz jesteśmy nie daleko nich to
postanowili prosić nas o pomoc. Chyba ci to nie będzie przeszkadzało? – kiedy
skończyła poczułam jak gorąco mi się robiło w głowie i słabłam. Nie chciałam
dać tego po sobie poznać, więc wyprostowałam się i uśmiechnęłam.
- Oczywiście, że nie. Cieszę
się, że możemy wam pomóc – Ostatnie zdanie skierowałam do gości. Po tych
słowach ulotniłam się na piętro, żeby uniknąć wszelkich pytań i uwag na temat
mojego wyglądu ze strony cioci Violetty. Lubiła wszystkimi dyrygować i doradzać
w kwestiach ubioru, fryzury, itp. chociaż sama nie umiała dopasować stroju do
fryzury, a jej włosy przeważnie były upięte wysoko jak w latach
osiemdziesiątych robiły to kobiety zamożne. Nie podobał mi się pomysł o
zamieszkaniu tu mojej cioci. Niezbyt lubiliśmy z nimi przebywać, no ale to w
końcu rodzina. Pocieszałam się tym, że będą u nas jedynie tydzień. Przynajmniej
taką miałam nadzieję.
Pochłonęłam
szybko śniadanie, wzięłam szybki prysznic z racji tego, że wczoraj nie miałam
na to ochoty, tylko padłam na łóżko. Potem wyszczotkowałam zęby i włączyłam
komputer, chcąc sprawdzić co dzieje się na świecie. Nic mnie nie zainteresowało
w sieci. W sumie to należałoby się zrobić trochę zadań z chemii. Postanowiłam,
że właśnie za to się zabiorę. Później pouczyłam się trochę do sprawdzianu z
biologii. Na to nie potrzebowałam dużo czasu, ponieważ bardzo szybko pochłaniam
materiał z tego przedmiotu. Nawet kiedyś myślałam o studiach medycznych i
doszłam do wniosku, że mogłoby mi się to spodobać. Kiedy skoczyłam naukę była
godzina dziewiętnasta dwadzieścia. Miałam ogromną ochotę zjeść coś, co nie
przypomina ciasteczek ani czekolady. Tego wystarczająco najadłam się podczas
nauki biologii. Zeszłam na dół do kuchni spodziewając się jakichś krzyków
Jeremiego albo chociażby widoku siedzącej na kanapie i popijającej herbatkę
cioci, ale nie.
Przy kuchni
kręciła się tylko mama zmywając naczynia. Kiedy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się
tylko i wróciła do swoich zajęć.
- Gdzie są wszyscy? – podjęłam
temat siadając przy kuchennym stole.
- Ciocia i wujek zabrali
Jeremiego do wesołego miasteczka, a Henry śpi w gabinecie taty. – odpowiedziała
mama, po czym westchnęła i dodała – Słuchaj, ja wiem, że nie do końca pasuje
ci, że rodzina do nas przyjechała na tydzień, ale spróbuj ich zrozumieć. Nie
miałam wyboru, musiałam się zgodzić. Wyobrażasz sobie co by było gdybym
odmówiła pomocy rodzinie, a zwłaszcza jeżeli to ciocia Violetta? – wiedziałam
doskonale co by się wtedy stało. Siostra mamy najchętniej poskarżyłaby się na
naszą rodzinie każdemu kto jej się nawinie i obraziłaby się na nas do końca
życia. A tego moja rodzicielka nie chciała.
- Oj, wyobrażam. – po tych
słowach obie się roześmiałyśmy.
Mama
zajrzała do piekarnika, z którego wydobywał się cudowny zapach.
- To szarlotka. – oznajmiła z
uśmiechem na ustach widząc jak jej się przyglądam.
Rozejrzałam
się po kuchni zastanawiając się co mogę zjeść.
Ostatecznie
zdecydowałam się na jabłko. Niezwykle sycące danie, ale nie było nic innego.
Udałam się
na górę z zamiarem położenia się spać. Już zakładałam piżamę, kiedy usłyszałam
dźwięk SMS-a. Przeczytałam wiadomość od Kate: Przyjadę jutro po ciebie. Bądź gotowa o 7:30.
Odpisałam
tylko: Będę na potwierdzenie
przeczytania jej wiadomości.
***
Usłyszałam
dźwięk klaksonu i wybiegłam z domu. W przeciwieństwie do soboty, dzisiaj była
bardzo ładna pogoda. Słońce świeciło, ptaszki śpiewały, aż chciało się żyć.
Otworzyłam drzwi samochodu od strony pasażera i opadłam na siedzenie.
- Cześć. – rzuciłam krótkie
słowo przywitania i otworzyłam okno, żeby znów napawać się zapachem jesieni, bo
przecież niedługo miała zawitać u nas zima.
- Hej, nauczona na biologię? –
zapytała mnie przyjaciółka. Właśnie tego pytania się obawiałam. Wczoraj umiałam
wszystko, ale dzisiaj nie za dużo.
- Średnio, a ty?
- Cały wczorajszy dzień
poświęciłam na powtarzanie materiału, więc mam nadzieję, że umiem.
Zamknęłam
okno samochodu widząc, że wjeżdżamy na parking szkoły. Wyskoczyłam pospiesznie
z samochodu i ruszyłam w stronę szkoły. Po chwili dołączyła do mnie Kate.
- Jak tam z Sethem? Pisał coś?
Rozmawialiście wczoraj? – zasypała mnie gradem pytań.
- Nie ozywał się. Pewnie będzie
jak dawniej. – powiedziałam ze smutkiem i otworzyłam przed nami szklane drzwi,
które dotąd robiły na mnie wrażenie. Były po prostu ogromne, chyba dziesięć
metrów wysokości i dziesięć szerokości. Przywitałyśmy się z Amy oraz Sophie i
razem powłóczyłyśmy do szafek.
- Jak tam, uczyłyście się biologii?
– usłyszałam pytanie Amy. Co one się tak uwzięły na tą biologię?
Stałam przed salą do języka francuskiego, kiedy zadzwoniła dzwonek. Po
chwili przybiegł nauczyciel i zaczęła się lekcja. Usiadłam jak to zwykle na tym
przedmiocie w ławce przy oknie sama.
Pan Jonson
rozpoczął zajęcia. Po jakichś dwóch minutach do Sali wbiegł zdyszany chłopak o
czarnych włosach. Ku mojemu zdziwieniu był to Seth.
- Dzień dobry Panie Jonson –
odezwał się i rozejrzał po klasie.
Kiedy
natrafił na mnie wzrokiem uśmiechnął się i ruszył w moim kierunku. Opadł na
krzesło obok mnie i wypakował książki od francuskiego. Lekko jeszcze zdziwiony
nauczyciel kontynuował lekcję.
- Nigdy nie było cię na
francuskim. Ba, ty w ogóle nie chodziłeś do szkoły przez ostatnie dwa miesiące.
– rzuciłam, kierując na niego swoje spojrzenie.
Chłopak
lekko się zmieszał, ale po krótkim namyśle odpowiedział:
- Musiałem wyjechać z kraju,
sprawy osobiste. Za to ja przed tym rokiem szkolnym nie widziałem cię nigdy na
Florydzie.
- Ta, sprawy osobiste. –
powiedziałam, lekko go przedrzeźniając.
Uśmiechnął
się i zaczął coś notować w zeszycie.
Po dzwonku
na przerwę ruszyłam do szkolnej stołówki, gdzie chodzę już od jakichś trzech
tygodni.
Odnalazłam
stolik, przy którym siedziała już moja paczka. Amy i Sophie czytały biologię, a
Kate pisała SMS-a. Zostawiłam torbę przy stoliku i poszłam w kierunku bufetu,
gdzie pracowała przemiła pani.
- Dzień dobry. – rzuciłam i zaczęłam
się zastanawiać co wziąć.
- A dobry, dobry. –
odpowiedziała kobieta z uśmiechem na twarzy.
Zdecydowałam
się na zieloną, smakowicie wyglądającą sałatkę i sok pomarańczowy.
Wróciłam do
dziewczyn, które właśnie czytały jakieś notatki, jak przypuszczałam, na
biologię.
- O, Vic, jesteś. Mam dla ciebie
fantastyczną wiadomość. – wyrwała się moja przyjaciółka.
- Chodzi o Setha? – zapytałam,
siadając na krześle. Kiedy zobaczyłam jak mina Kate z podekscytowanego przyjęła
naturalny wyraz, dodałam – Siedziałam z nim dzisiaj na francuskim.
- I co? Rozmawialiście?
- Taa, trochę. – rzuciłam,
zabierając się za jedzenie sałatki.
Na twarzy
rudowłosej od razu pojawił się uśmiech. Przynajmniej teraz mogłam spokojnie
zjeść.
Po dzwonku ruszyłyśmy we czwórkę
na biologię, na sprawdzian. Niestety nie wzięłam przykładu z Amy i Sophie i nie
powtórzyłam materiału, ale poszło mi nawet nieźle. Po biologii nie miałyśmy już
żadnych lekcji. Poszłam do szafki, żeby zostawić niepotrzebne książki. Czekałam
jakiś czas na Kate pod szafkami, by powiedzieć jej, że do domu wracam na
pieszo.
- Dlaczego? – usłyszałam pytanie
przyjaciółki.
- Chcę być jak najdłużej poza
domem, przyjechała do nas ciocia z rodziną. Jeszcze może wstąpię do biblioteki.
– odpowiedziałam z uśmiechem, przyglądając się jak chowa do szafki książki do
biologii.
- Z powodu rodziny nie chcesz
być w domu wcześnie? – spytała podejrzliwie.
- Przecież mówię, że jeszcze idę
do biblioteki.
- Dobra! – uniosła ręce w
obronnym geście.
- No nie, czy ty przypadkiem
myślałaś, że zamierzam iść z… O nieee! – rzuciłam w nią sweterkiem, który dotychczas
trzymałam w dłoni. Jak ona śmiała sądzić, że ja zamierzałam iść z Sethem.
Przecież to nie do pomyślenia.
***
Wyszłam z
biblioteki zaopatrzona w dwie książki. Jedna to chyba kryminał, a druga to
jakieś romansidło. Byłam zmuszona wypożyczyć tą drugą książkę. Bibliotekarka prawie
wepchnęła mi ją do torby.
***
Miałam
ambitne plany pouczyć się do jutrzejszej kartkówki z angielskiego, ale Jeremy
za wszelką cenę chciał mi w tym przeszkodzić. Popołudnie spędziłam na dworze,
na kocyku czytając romansidło z biblioteki. Musiałam przyznać, że było to o
wiele przyjemniejsze od nauki historii Ameryki.
Fajnee:3
OdpowiedzUsuńEj. Ale więcej akcji i więcej miłości!! Bo tak to nudne!!!;p
Nominowałam cię do Vestile Blogger Award
OdpowiedzUsuń37 year old Database Administrator III Harlie Fishpoole, hailing from Revelstoke enjoys watching movies like Cold Turkey and Skateboarding. Took a trip to The Four Lifts on the Canal du Centre and drives a Ferrari 250 SWB Berlinetta. sprawdz ten link tutaj teraz
OdpowiedzUsuń