czwartek, 31 stycznia 2013

Rozdział 4


Z pięknego snu wybudziły mnie jakieś śmiechy na parterze. Przez chwilę zastanawiałam się kto mógłby być u nas w domu po za mną i mamą. Nikt nie przychodził mi do głowy i postanowiłam to sprawdzić. Zwlekłam się z łóżka, wygrzebałam z szafy mój mięciutki, malinowy szlafrok i nałożyłam go na siebie czując jak przyjemne ciepło owiewa moje ciało. Schodząc na dół poczułam ból w lewej nodze, a dokładniej w udzie. Ah tak…wczoraj, kiedy wychodziłam z pizzerii oczywiście się poślizgnęłam w kałuży i wywróciłam. Najwidoczniej sobie uszkodziłam tą część ciała. Kiedy pojawiłam się już na dole, moim oczom ukazał się widok, przedstawiający ciocię Violettę, wujka Franciszka i ich dwóch synów: Jeremy – ośmioletni brunet z pięknymi dużymi, niebieskimi oczami i Henry – sześciomiesięczny chłopiec o ciemnej karnacji. Siostra mamy wraz ze swoim mężem gawędzili namiętnie o czymś z moją rodzicielką, Henry spał w niebieskim wózku, stojącym tuż obok fotela, natomiast Jeremy jak zwykle biegał i zajmował się chyba jedyną rzeczą, jaką potrafił, a mianowicie rozrabiał.
                - Dzień dobry wszystkim – odezwałam się, wchodząc do salonu – Ładna sukienka, ciociu – dodałam, kiedy poczułam jej wzrok na sobie. Bardzo lubiła komplementy na temat jej stylu ubierania i nie wyobrażała sobie dnia bez przynajmniej dziesięciu.
                - Victoria! – krzyknął zza ściany Jeremy, podczołgał się w moją stronę i nagle dostałam od niego na przywitanie uderzenie samochodzikiem w kostkę. W tą poszkodowaną wczoraj kostkę.
                - Ałłaaa – jęknęłam z bólu, łapiąc się za bolące miejsce i ruszyłam do kuchni po coś do jedzenia.
Przyrządziłam sobie jajecznicę, posypałam szczypiorkiem, zaparzyłam kawę i ze śniadaniem udałam się w kierunku schodów, nie chcąc przeszkadzać dorosłym w rozmowie.
                - Kochanie, zaczekaj – zatrzymała mnie mama, kiedy byłam na pierwszym schodku – chciałabym ci coś powiedzieć, chodź, usiądziesz z nami. – jak nakazała mi moja rodzicielka tak zrobiłam.
Przysiadłam na końcu kanapy przyglądając się na zmianę cioci, wujkowi i mamie. Coś mi tu nie grało.
                - Słucham. – zachęciłam.
                - Będziemy u was mieszkać – powiedział Jeremy, po chwili skarcony przez swojego ojca za złe zachowanie. Natychmiast przeniosłam wzrok na mamę z pytającą miną.
                - To tylko na tydzień, do niedzieli. Chwilowo nie mają gdzie się podziać, a że my teraz jesteśmy nie daleko nich to postanowili prosić nas o pomoc. Chyba ci to nie będzie przeszkadzało? – kiedy skończyła poczułam jak gorąco mi się robiło w głowie i słabłam. Nie chciałam dać tego po sobie poznać, więc wyprostowałam się i uśmiechnęłam.
                - Oczywiście, że nie. Cieszę się, że możemy wam pomóc – Ostatnie zdanie skierowałam do gości. Po tych słowach ulotniłam się na piętro, żeby uniknąć wszelkich pytań i uwag na temat mojego wyglądu ze strony cioci Violetty. Lubiła wszystkimi dyrygować i doradzać w kwestiach ubioru, fryzury, itp. chociaż sama nie umiała dopasować stroju do fryzury, a jej włosy przeważnie były upięte wysoko jak w latach osiemdziesiątych robiły to kobiety zamożne. Nie podobał mi się pomysł o zamieszkaniu tu mojej cioci. Niezbyt lubiliśmy z nimi przebywać, no ale to w końcu rodzina. Pocieszałam się tym, że będą u nas jedynie tydzień. Przynajmniej taką miałam nadzieję.
Pochłonęłam szybko śniadanie, wzięłam szybki prysznic z racji tego, że wczoraj nie miałam na to ochoty, tylko padłam na łóżko. Potem wyszczotkowałam zęby i włączyłam komputer, chcąc sprawdzić co dzieje się na świecie. Nic mnie nie zainteresowało w sieci. W sumie to należałoby się zrobić trochę zadań z chemii. Postanowiłam, że właśnie za to się zabiorę. Później pouczyłam się trochę do sprawdzianu z biologii. Na to nie potrzebowałam dużo czasu, ponieważ bardzo szybko pochłaniam materiał z tego przedmiotu. Nawet kiedyś myślałam o studiach medycznych i doszłam do wniosku, że mogłoby mi się to spodobać. Kiedy skoczyłam naukę była godzina dziewiętnasta dwadzieścia. Miałam ogromną ochotę zjeść coś, co nie przypomina ciasteczek ani czekolady. Tego wystarczająco najadłam się podczas nauki biologii. Zeszłam na dół do kuchni spodziewając się jakichś krzyków Jeremiego albo chociażby widoku siedzącej na kanapie i popijającej herbatkę cioci, ale nie.
Przy kuchni kręciła się tylko mama zmywając naczynia. Kiedy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się tylko i wróciła do swoich zajęć.
                - Gdzie są wszyscy? – podjęłam temat siadając przy kuchennym stole.
                - Ciocia i wujek zabrali Jeremiego do wesołego miasteczka, a Henry śpi w gabinecie taty. – odpowiedziała mama, po czym westchnęła i dodała – Słuchaj, ja wiem, że nie do końca pasuje ci, że rodzina do nas przyjechała na tydzień, ale spróbuj ich zrozumieć. Nie miałam wyboru, musiałam się zgodzić. Wyobrażasz sobie co by było gdybym odmówiła pomocy rodzinie, a zwłaszcza jeżeli to ciocia Violetta? – wiedziałam doskonale co by się wtedy stało. Siostra mamy najchętniej poskarżyłaby się na naszą rodzinie każdemu kto jej się nawinie i obraziłaby się na nas do końca życia. A tego moja rodzicielka nie chciała.
                - Oj, wyobrażam. – po tych słowach obie się roześmiałyśmy.
Mama zajrzała do piekarnika, z którego wydobywał się cudowny zapach.
                - To szarlotka. – oznajmiła z uśmiechem na ustach widząc jak jej się przyglądam.
Rozejrzałam się po kuchni zastanawiając się co mogę zjeść.
Ostatecznie zdecydowałam się na jabłko. Niezwykle sycące danie, ale nie było nic innego.
Udałam się na górę z zamiarem położenia się spać. Już zakładałam piżamę, kiedy usłyszałam dźwięk SMS-a. Przeczytałam wiadomość od Kate: Przyjadę jutro po ciebie. Bądź gotowa o 7:30.
Odpisałam tylko: Będę na potwierdzenie przeczytania jej wiadomości.

***

Usłyszałam dźwięk klaksonu i wybiegłam z domu. W przeciwieństwie do soboty, dzisiaj była bardzo ładna pogoda. Słońce świeciło, ptaszki śpiewały, aż chciało się żyć. Otworzyłam drzwi samochodu od strony pasażera i opadłam na siedzenie.
                - Cześć. – rzuciłam krótkie słowo przywitania i otworzyłam okno, żeby znów napawać się zapachem jesieni, bo przecież niedługo miała zawitać u nas zima.
                - Hej, nauczona na biologię? – zapytała mnie przyjaciółka. Właśnie tego pytania się obawiałam. Wczoraj umiałam wszystko, ale dzisiaj nie za dużo.
                - Średnio, a ty?
                - Cały wczorajszy dzień poświęciłam na powtarzanie materiału, więc mam nadzieję, że umiem.
Zamknęłam okno samochodu widząc, że wjeżdżamy na parking szkoły. Wyskoczyłam pospiesznie z samochodu i ruszyłam w stronę szkoły. Po chwili dołączyła do mnie Kate.
                - Jak tam z Sethem? Pisał coś? Rozmawialiście wczoraj? – zasypała mnie gradem pytań.
                - Nie ozywał się. Pewnie będzie jak dawniej. – powiedziałam ze smutkiem i otworzyłam przed nami szklane drzwi, które dotąd robiły na mnie wrażenie. Były po prostu ogromne, chyba dziesięć metrów wysokości i dziesięć szerokości. Przywitałyśmy się z Amy oraz Sophie i razem powłóczyłyśmy do szafek.
                - Jak tam, uczyłyście się biologii? – usłyszałam pytanie Amy. Co one się tak uwzięły na tą biologię?
Stałam przed salą do języka francuskiego, kiedy zadzwoniła dzwonek. Po chwili przybiegł nauczyciel i zaczęła się lekcja. Usiadłam jak to zwykle na tym przedmiocie w ławce przy oknie sama.
Pan Jonson rozpoczął zajęcia. Po jakichś dwóch minutach do Sali wbiegł zdyszany chłopak o czarnych włosach. Ku mojemu zdziwieniu był to Seth.
                - Dzień dobry Panie Jonson – odezwał się i rozejrzał po klasie.
Kiedy natrafił na mnie wzrokiem uśmiechnął się i ruszył w moim kierunku. Opadł na krzesło obok mnie i wypakował książki od francuskiego. Lekko jeszcze zdziwiony nauczyciel kontynuował lekcję.
                - Nigdy nie było cię na francuskim. Ba, ty w ogóle nie chodziłeś do szkoły przez ostatnie dwa miesiące. – rzuciłam, kierując na niego swoje spojrzenie.
Chłopak lekko się zmieszał, ale po krótkim namyśle odpowiedział:
                - Musiałem wyjechać z kraju, sprawy osobiste. Za to ja przed tym rokiem szkolnym nie widziałem cię nigdy na Florydzie.
                - Ta, sprawy osobiste. – powiedziałam, lekko go przedrzeźniając.
Uśmiechnął się i zaczął coś notować w zeszycie.
Po dzwonku na przerwę ruszyłam do szkolnej stołówki, gdzie chodzę już od jakichś trzech tygodni.
Odnalazłam stolik, przy którym siedziała już moja paczka. Amy i Sophie czytały biologię, a Kate pisała SMS-a. Zostawiłam torbę przy stoliku i poszłam w kierunku bufetu, gdzie pracowała przemiła pani.
                - Dzień dobry. – rzuciłam i zaczęłam się zastanawiać co wziąć.
                - A dobry, dobry. – odpowiedziała kobieta z uśmiechem na twarzy.
Zdecydowałam się na zieloną, smakowicie wyglądającą sałatkę i sok pomarańczowy.
Wróciłam do dziewczyn, które właśnie czytały jakieś notatki, jak przypuszczałam, na biologię.
                - O, Vic, jesteś. Mam dla ciebie fantastyczną wiadomość. – wyrwała się moja przyjaciółka.
                - Chodzi o Setha? – zapytałam, siadając na krześle. Kiedy zobaczyłam jak mina Kate z podekscytowanego przyjęła naturalny wyraz, dodałam – Siedziałam z nim dzisiaj na francuskim.
                - I co? Rozmawialiście?
                - Taa, trochę. – rzuciłam, zabierając się za jedzenie sałatki.
Na twarzy rudowłosej od razu pojawił się uśmiech. Przynajmniej teraz mogłam spokojnie zjeść.
                Po dzwonku ruszyłyśmy we czwórkę na biologię, na sprawdzian. Niestety nie wzięłam przykładu z Amy i Sophie i nie powtórzyłam materiału, ale poszło mi nawet nieźle. Po biologii nie miałyśmy już żadnych lekcji. Poszłam do szafki, żeby zostawić niepotrzebne książki. Czekałam jakiś czas na Kate pod szafkami, by powiedzieć jej, że do domu wracam na pieszo.
                - Dlaczego? – usłyszałam pytanie przyjaciółki.
                - Chcę być jak najdłużej poza domem, przyjechała do nas ciocia z rodziną. Jeszcze może wstąpię do biblioteki. – odpowiedziałam z uśmiechem, przyglądając się jak chowa do szafki książki do biologii.
                - Z powodu rodziny nie chcesz być w domu wcześnie? – spytała podejrzliwie.
                - Przecież mówię, że jeszcze idę do biblioteki.
                - Dobra! – uniosła ręce w obronnym geście.
                - No nie, czy ty przypadkiem myślałaś, że zamierzam iść z… O nieee! – rzuciłam w nią sweterkiem, który dotychczas trzymałam w dłoni. Jak ona śmiała sądzić, że ja zamierzałam iść z Sethem. Przecież to nie do pomyślenia.

***

Wyszłam z biblioteki zaopatrzona w dwie książki. Jedna to chyba kryminał, a druga to jakieś romansidło. Byłam zmuszona wypożyczyć tą drugą książkę. Bibliotekarka prawie wepchnęła mi ją do torby.

***

Miałam ambitne plany pouczyć się do jutrzejszej kartkówki z angielskiego, ale Jeremy za wszelką cenę chciał mi w tym przeszkodzić. Popołudnie spędziłam na dworze, na kocyku czytając romansidło z biblioteki. Musiałam przyznać, że było to o wiele przyjemniejsze od nauki historii Ameryki.

3 komentarze:

  1. Fajnee:3
    Ej. Ale więcej akcji i więcej miłości!! Bo tak to nudne!!!;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Nominowałam cię do Vestile Blogger Award

    OdpowiedzUsuń
  3. 37 year old Database Administrator III Harlie Fishpoole, hailing from Revelstoke enjoys watching movies like Cold Turkey and Skateboarding. Took a trip to The Four Lifts on the Canal du Centre and drives a Ferrari 250 SWB Berlinetta. sprawdz ten link tutaj teraz

    OdpowiedzUsuń